Z moim mężem mamy taką małą tradycję: na urodziny zabieramy się w podróż-niespodziankę. Ja wzięłam go do Toskanii, on mnie do Prowansji, potem ja go na Arran… Za każdym razem druga osoba kompletnie nie wiedziała, gdzie jedzie lub leci (choć niestety dość łatwo palę tajemnice) – tym razem ja również nie wiedziałam co mnie czeka, póki na lotnisku Miłosz nie zaprowadził mnie do samolotu do Kopenhagi.
O podróży do Danii myśleliśmy od czasu odwiedzenia Skanii w Szwecji. Było idealnie i kusiła nas ponowna podróż w te okolice, no i tyle już słyszałam o Kopenhadze, że w końcu trzeba było pojechać.
Komentarze
Komentarze: 0
Zaloguj się, aby dodać komentarz.